Budyniowy wegetarianizm
Z Elżbietą Sikorską specjalistką z dziedziny zdrowego żywienia,
autorką wielu artykułów o candidzie, alergiach i nietolerancjach pokarmowych rozmawia Agnieszka
Olędzka
Każde pożywienie wpływa na stan energetyczny danej osoby, a także na stan jej ducha.
Wszak już starożytni Chińczycy mówili: jesteś tym co jesz.
Agnieszka Olędzka: Dlaczego nie lubisz budyniowego wegetarianizmu?
Elżbieta Sikorska: Dlatego, że dzięki niemu różne autorytety medyczne mogą
dyskredytować wegetarianizm i opowiadać o zagrożeniach jakie niesie ze sobą taki
sposób odżywiania. Ale, na wstępie naszej rozmowy, chciałabym opowiedzieć historię o
dwóch mistrzach zen, którzy wędrowali od klasztoru
do klasztoru. Droga była długa i ciężka. Gdy stanęli na brzegu rzeki jeden z nich
zakasał szatę i korzystając ze swoich wyćwiczonych nadprzyrodzonych zdolności
zaczął iść po powierzchni wody. Natomiast drugi zawołał: nie szpanuj, popatrz tu jest łódka! I ja właśnie w tych naszych rozmowach o żywieniu
będę chciała zaprosić Państwa do tej łódki. Abyśmy mogli tą ziemską łódką
zahaczając wzrokiem o niebieskie pułapy, bo przecież nie musimy cały czas patrzeć na
wodę, przeprawić się przez dziedzinę trochę
wzburzonych wód, jaką w dzisiejszych czasach jest nauka o żywieniu. A więc, po
pierwsze: zrezygnowanie z mięsa, a zajadanie się przetworami mlecznymi, białym
pieczywem, serkami i przetworzoną żywnością z puszki czy z mikrofalówki nie prowadzi
do zdrowia. Tymczasem, prawidłowo skomponowana dieta
wegańska złożona ze świeżych warzyw, owoców, pełnoziarnistych kasz i razowej mąki,
uzupełniona roślinami strączkowymi i orzechami jest uznana przez światowe placówki
medyczne za dietę prozdrowotną.
Nie wystarczy miłość do zwierząt i... bułeczka z topionym serkiem?
Miłość do świata przyrody jest wtedy prawdziwa, głęboko
ukorzeniona, gdy zaczyna się od akceptacji swojej własnej osoby, od prawidłowego,
mądrego dbania o swój własny wehikuł, jakim zostaliśmy obdarzeni na tej ziemi. Ciało
i duch są ze sobą ściśle zintegrowane, funkcjonują jak naczynia połączone. Pamięć
naszych komórek odbija się mocno na naszych strukturach psychicznych i na poziomie biologicznym tworząc jeden organizm.
Czy to znaczy też, że nie lubisz budyniu?
Wyobraź sobie coś, co bierzemy do ust i co ma taką
budyniową konsystencję, miękką i pulchną i nie musimy się męczyć przy uruchamianiu
naszej żuchwy, czy gruczołów ślinowych. Taki pokarm na ogół szybko przełykamy, tak
że nie zdąży wymieszać się ze śliną, w której znajdują się enzymy zaczynające
proces trawienia. Spływa szybko do żołądka.
Niemowlęca konsystencja pożywienia nie wymaga zaangażowania żuchwy, gruczołów
ślinowych itp. Budyń pełni tu tylko rolę reprezentanta takiego papkowatego pożywienia
jak na przykład: różne desery, kaszki, homogenizowane, słodzone papki. Jeśli nasza dieta przechyli się w kierunku takiego pożywienia, które
przecież jest łatwo dostępne i szybkie w przygotowaniu, to wówczas powoli przestają
nam smakować chropowate kasze, surówki, które trzeba pracowicie gryźć, warzywa z
dużą ilością błonnika. Nabieramy niechętnego
dystansu do tego wszystkiego, co wymaga chrupania, gryzienia i nawet nie zauważamy
momentu, gdy przechodzimy na papki, czyli pokarm niemowlaków. Zubaża to naszą smakową
percepcję, bukiet smaków i zapachów przy połykaniu papki jest jednowymiarowy, inaczej przy gryzieniu twardego pokarmu, wówczas po kolei
uwalniają się różne smaki i zapachy.
Aby zlokalizować dokładnie twoją niechęć do budyniu prześledźmy z czego składa
się taki przysłowiowy budyń?
Najczęściej jego głównym składnikiem jest mleko lub jego
przetwory, także cukier, biała mąka, a dla smaku i zapachu biotechnologicznie
wytwarzane aromaty i zagęstniki - jak informuje nas na etykiecie producent - identyczne z
naturalnymi, czyli ślad po smaku i zapachu różnych owoców.
Zacznijmy więc od głównego składnika naszego przysłowiowego budyniu jakim jest
mleko.
Mleko jest pierwszym pokarmem człowieka, a w przypadku mleka
krowiego jest też pierwszym kontaktem z obcym gatunkowo białkiem. Układ odpornościowy
noworodka ma dwie ważne dla jego funkcjonowania cechy: po pierwsze jest niedojrzały, a
po drugie "pamiętliwy" i ma głęboką zdolność
silnego reagowania na pierwsze bodźce, które pojawiają się wraz z pokarmem.
Zapamiętuje je raz na całe życie. Czyli to, z czym zetknie się na początku życia,
ustala pewien wzorzec. Niedojrzałość zaś układu pokarmowego polega na tym, że nie
wszystkie przeciwciała w organizmie niemowlaka są
gotowe, a nawet obecne. Poza tym jelita są niezbyt szczelne. Cóż to oznacza? Tkanka
śluzowa jelit nie jest zbyt zwarta, a kosmki jelitowe nie są tak gęsto
"utkane", jak to powinno być w wieku późniejszym, w jelitach dorosłego człowieka. Tak więc grubsze cząstki pokarmów mogą
przez te szpary przenikać do drobnych naczynek krwionośnych, którymi są oplecione
jelita. Jeśli noworodek karmiony jest mlekiem matki to ten mechanizm wytworzony przez
naturę działa bez zarzutu. Ta nieszczelność jelit
jest tutaj celowa. Układ odpornościowy dzięki temu może szybciej dojrzewać.
Przeciwciała zawarte w mleku matki uzupełniają i "uczą" niedojrzały układ
odpornościowy dziecka prawidłowo reagować i dostarczają, tak jakby, planu na dalsze jego
budowanie.
Czyżby Matka-Natura, która wytworzyła tyle
skomplikowanych mechanizmów adaptacyjnych do najróżniejszych niesprzyjających
warunków, nie przewidziała opcji karmienia noworodków mlekiem innego gatunku?
Nie. "Nieszczelne" jelita przepuszczą obce
gatunkowo białko, a niedojrzały układ odpornościowy nie będzie wiedział, czy to nie
jest jakaś groźna toksyna, którą należy zneutralizować, czy może patologiczna
bakteria, czy tylko jakaś nieszkodliwa cząstka pokarmowa, którą należy usunąć.
Układ odpornościowy zareaguje histerycznie wytaczając "ciężką artylerię",
czyli białe ciałka krwi gotowe do walki z zagrożeniem. Mogą wystąpić stany
podgorączkowe, duszność, pokrzywka, a po pewnym
czasie rozpulchnienie śluzówki jelit, która wówczas staje się podatna na infekcje.
Inne błony śluzowe w organizmie również zostają rozpulchnione. Na przykład, błony
śluzowe układu oddechowego i całego aparatu usznego, stąd bardzo częste zapalenia ucha środkowego u dzieci, które piją mleko krowie. Dzięki
zaawansowanym technologicznie badaniom naukowym stwierdzono, że często przy pierwszym
kontakcie kosmków z białkiem mleka krowiego zmniejszają się one niemal o połowę i
takimi mogą już pozostać przez całe życie.
Reklama mówi: pij mleko, będziesz wielki...
To jest prawda. Mleko krowie zawiera o wiele więcej białka,
będącego materiałem budulcowym dla organizmu i wapnia niż mleko kobiece. Bo też
cielak ma urosnąć o wiele szybciej niż noworodek ludzki. Zawiera natomiast znacznie
mniej cukru mlekowego: laktozy, który ma za zadanie zasilać, między innymi, mózg.
Dlatego dzieci karmione mlekiem krowim, ale także i dorośli pijący przetwory mleczne, tak bardzo łakną cukru. Często też
właśnie te przetwory są dosładzane. Glukoza, która powstaje z rozpadu laktozy jest
niezbędnym "paliwem" dla mózgu - czyli także jego intelektualnych funkcji.
Mleko krowie ma też mniej lecytyny, niż jest to
potrzebne rozwijającemu się organizmowi. Lecytyna jest substancją tłuszczową, która
buduje nasz mózg. Tak więc zacytowany przez ciebie slogan reklamowy nie kłamie. Dzieci
karmione mlekiem krowim są cięższe, szybciej przybierają na wadze, ale rozwijają się intelektualnie i psychicznie wolniej. Zostało to
udokumentowane badaniami naukowymi.
Czy mleko z kartonika UHT, homogenizowane ma jeszcze coś wspólnego z tym
podręcznikowym, o którym uczą się przyszli żywieniowcy i lekarze?
Badania nad składem i przyswajalnością mleka
przeprowadzone zostały wiele lat temu, gdy mleko nie było poddawane tylu handlowym
zabiegom. W dalszym ciągu, przy ocenie jego przydatności do spożycia brane są pod
uwagę tamte parametry. Tymczasem w trakcie tych zabiegów zmienia się struktura
cząsteczek mleka, na przykład po pasteryzacji, homogenizacji, czy po zabiegu termicznym
z użyciem wysokiej temperatury. Pasteryzacja, czyli kilkakrotne podgrzewanie mleka do wysokiej temperatury zmienia jego układ
cząsteczkowy na tyle, że wapń zawarty w tym produkcie przestaje być dla nas dobrze
przyswajalny. Homogenizacja, której poddawane są obecnie wszystkie mleczne produkty,
jest zabiegiem typowo handlowym służącym
polepszeniu wyglądu produktu na półce w sklepie, aby śmietana czy serek nie
rozwarstwiała się, nie podchodziła wodą, a na wierzchu nie zbierał się żółty
kożuch. W czasie tego zabiegu zostają rozerwane struktury cząsteczkowe. I te
drobniutkie cząstki przenikają niestrawione do
krwioobiegu. Po prostu, nie zdążą być obrobione przez nasze soki trawienne, bo za
krótko znajdują się w jelitach. Z tego powodu nie zostają zneutralizowane pewne enzymy
zawarte w mleku, które to w mleku nie poddawanym homogenizacji są zupełnie niegroźne, bowiem zostają unieszkodliwione w
trakcie trawienia. Jednym z takich enzymów nabierających złowieszczego znaczenia jest
oxydaza ksantowa, która z mleka homogenizowanego bardzo szybko przedostaje się do
krwioobiegu i uszkadza naczynia krwionośne. Wówczas
organizm, żeby "załatać" uszkodzenia wdraża mechanizmy ratujące uszkodzone
naczynka. Taką "łatą" jest cholesterol. Tak więc, podwyższony cholesterol,
który jest coraz częściej diagnozowany, nawet u młodych ludzi, nie jest sam w sobie czymś złym, z czym mamy walczyć, co mamy obniżać
używając leków za wszelką cenę, tylko jest odpowiedzią organizmu na daną sytuację.
Po pewnym czasie zmniejsza się światło w cały czas "cerowanych" pracowicie
przez organizm naczyniach i może się pojawić
miażdżyca. Jest też wiele innych dolegliwości, których nie kojarzymy nawet z
codzienną szklanką mleka.
Jakich?
Zatkany permanentnie nos. Nie do odetkania. Cera trądzikowata. Bóle uszu, zapalenia
oskrzeli, częste odksztuszanie śluzu, katar. A ze strony przewodu pokarmowego:
nudności, kolki, luźne stolce na zmianę z zaparciami. Ciężki oddech i ciężkie nogi,
tak jakby się przeszło z 10 kilometrów. I czy ktoś sobie uświadomi, że to wszystko
przez to, że przedwczoraj zjadł dużo twarożku?
Szeroko rozumiane alergie pokarmowe, w odróżnieniu od innych rodzajów alergii na ogół
nie manifestują się od razu po spożyciu alergizującego pożywienia. Ogół objawów
alergii pokarmowej narasta latami. Kumulują się one, a pierwsze występują od
kilkunastu godzin do kilku dni po zjedzeniu produktu. W rezultacie, wiele osób nie
uświadamia sobie związku tego, co zjedli z tym, jak się czują. Ulubione jedzonko,
które nas potajemnie alergizuje jest jadane często i w przeświadczeniu, że jest zdrowe, bo bezpośrednio po jego zjedzeniu czujemy się dobrze. To
sprawia, że jemy je w przekonaniu, że jest ono dla nas najlepszym pokarmem.
Uniemożliwia nam to prawidłowe rozpoznanie, co jest przyczyną naszych utrapień.
Matka-Natura, która wytworzyła tyle skomplikowanych mechanizmów adaptacyjnych do
najróżniejszych niesprzyjających warunków, nie przewidziała w naszej diecie
przysłowiowego budyniu i innych przetworzonych produktów spożywczych. Nie przewidziała
też opcji karmienia noworodków mlekiem innego gatunku.
Dziś temat mleka będziemy kontynuować. Zwłaszcza, że ostatnio za sprawą
"Kulis", które opublikowały krytyczny artykuł o mleku, temat wymknął się
do prasy ogólnopolskiej. Przez łamy internetu i gazet przetoczyła się dyskusja na
temat mleka. "Pij mleko, będziesz
wielki..." zamieniło się na "Pij mleko, będziesz kaleką". Przyznam, iż
dotąd nie mogę uwierzyć, że tak szybko padł budowany przez kilkadziesiąt lat
wizerunek białego płynu jako niezbędnika dla dzieci i młodzieży szkolnej. Jeszcze rok
temu, gdy w "Wegetariańskim Świecie"
wydrukowaliśmy artykuł o mleku, otrzymaliśmy wiele krytycznych uwag, że chyba
przesadzamy z tym zagrożeniem. Przyszedł nawet list od grupy osób podpisujących się -
"Poznaniacy", którzy wręcz zagrozili nam nie kupowaniem "WŚ" jeśli
dalej będziemy pisać tak niekorzystnie o mleku.
Nie padł, lecz się trochę zachwiał pojawiły się pierwsze szczeliny w jego
fundamentach. Cóż, najbezpieczniej pisać o szkodliwości palenia papierosów, albo
jadania słoniny, wszelkie inne tematy mogą okazać się kontrowersyjne, chociaż... już
za słoniną mogą się wstawić propagatorzy diety Kwaśniewskiego. Zanim przejdziemy do
szczegółów i wgłębimy się w różnego rodzaju nietolerancje pokarmowe i szkody
czynione w organizmie przez mleko i inne "budyniowate", chciałabym podpisać
się pod zdaniem wypowiedzianym przez doktora Siwika, twórcę Kliniki i Szkoły Porodu
Naturalnego we wspomnianym przez ciebie artykule z "Kulis": "Medycyna
bierze dziś udział w jednym z największych oszustw ostatniego stulecia. Jest na
usługach koncernów. Zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów
wewnętrznych człowieka, nieodwracalne zmiany w układzie naczyniowym, sercowym i
kostnym".
Jeszcze w podręcznikach dla przyszłych lekarzy można znaleźć nauki, że mleko
wzmacnia kościec, dostarcza wapnia do organizmu. Tymczasem według obecnej wiedzy mleko
nie tylko nie wzmacnia kości, ale je osłabia.
Tak, a to dlatego, że zawarte w mleku białko utrudnia
wchłanianie wapnia z jelit. Tak więc układ pokarmowy w dużej części nie może
wykorzystać wapnia z mleka. A na dodatek, gdy jemy dużo produktów mlecznych wówczas
organizm aby zneutralizować nadmiar zakwaszającego białka, musi wykorzystać wapń
przyjęty z innych pokarmów, a w przypadku, gdy te
inne pokarmy, np. białe bułeczki, serek, ciasteczko mają go zbyt mało lub wcale,
pobiera wapń z kości. Teza o wartości mleka jako dostarczyciela wapnia tworzyła się w
ubiegłym stuleciu, kiedy to analitycznie zmierzono,
że mleko wapnia ma sporo. I automatycznie zaczęto uważać, że skoro ma duże ilości
wapnia to jest dobrym dostarczycielem wapnia do organizmu. Na marginesie dodam, że w
obecnej dietetyce jest jeszcze dużo takich automatycznych przeniesień. Na przykład: że
mięso jest dobrym dostarczycielem żelaza do ustroju. Ale
wróćmy do mleka i jego niszczącej roli w organizmie. Jeśli nadal wierzymy, że mleko
jest dobrym źródłem wapnia chroniącego nas przed osteoporozą, to spójrzmy na problem
od strony statystycznej. Osteoporoza jest najbardziej
rozpowszechniona w regionach świata o wysokim spożyciu mleka, głównie w Europie
Północnej, Kanadzie i USA. W krajach, w których nie spożywa się mleka albo pije się
go bardzo mało, na przykład: w Afryce, w Chinach i w Japonii osteoporoza jest niezwykle rzadkim przypadkiem chorobowym. Warto tu
wspomnieć o roli pierwiastka o nazwie bor. Pełni on w stosunku do wapnia taką samą
rolę, jaką wykonuje witamina B 6 w stosunku do magnezu. Czyli, zatrzymuje wapń tam,
gdzie jest on potrzebny, przeciwdziałając jego
ucieczce z ustroju. Otóż, we wszystkich krajach Trzeciego Świata spożywa się dużo
roślinnych produktów z reguły bogatych w bor. Boru nie znajdziemy w mięsie ani w mleku
- podstawowych produktach prozachodniej diety. Osoby o mleczno-mięsnych upodobaniach na ogół unikają jarzyn. Tak więc, brak boru
oraz zakwaszenie organizmu skoncentrowanym białkiem, a także rafinadami cukrowymi
owocuje nagminną ucieczką wapnia z organizmu.
Już ponad 20 lat temu zrzeszająca kilka tysięcy członków międzynarodowa
organizacja Lekarze na Rzecz Odpowiedzialnej Medycyny w Nowych Pięciu Grupach
Pokarmowych, w których także mówi się o niekorzystnych aspektach jadania mięsa,
wydała oświadczenie, w którym ostrzega przed piciem
mleka. Lista przeciwwskazań liczy kilkadziesiąt punktów. O kilku mówiliśmy w
ubiegłym "WŚ". Dziś zajmijmy się następnymi niekorzystnymi aspektami.
Jednym ze składników mleka uważanym przez medycynę za
korzystny jest laktoza, czyli cukier mleczny. Laktoza nie wywołuje klasycznych reakcji
alergicznych, dostarcza dla organizmu "paliwa", jakim po jej rozłożeniu jest
glukoza. To wystarcza, że laktoza jest traktowana jako wartościowy składnik
pożywienia, mimo iż badania ostatnich lat pokazują,
że 80 procent dorosłych ludzi po prostu jej nie trawi. Na przykład, u nas w kraju
problemy ze strawieniem laktozy ma połowa Polaków. Laktoza powoduje niekorzystne reakcje
ze strony przewodu pokarmowego, takie jak: gazy, wzdęcia, odbijania, nudności, czego medycyna zdaje się oficjalnie nie
zauważać. Oprócz tych doraźnych niedogodności, których najczęściej nie kojarzy
się z wypiciem mleka, bo przecież mleko jest taaaakie zdrowe, laktoza w konsekwencji
upośledza całokształt funkcjonowania przewodu
pokarmowego. W konsekwencji także i inne pokarmy będą z powodu jego słabszej
aktywności dłużej zalegały i mogą pozostać niestrawione. Już na przełomie lat 70 i
80. kiedy zaczęło dorastać pierwsze pokolenie dzieci wychowanych "na butli" z
mlekiem krowim, okazało się, że pokolenie to o
wiele częściej zapada na cukrzycę. Badania prowadzone niedawno wykazały dużą
zależność pomiędzy piciem mleka w wieku dziecięcym, a zachorowalnością na cukrzycę
typu I. Tak więc propagowanie picia mleka doprowadziło w krótkim czasie do
kilkunastokrotnego wzrostu zachorowań na cukrzycę wśród dzieci.
Jaki jest mechanizm powodujący tą zależność?
Otóż, po każdym kubku mleka układ immunologiczny
mobilizuje się i przypuszcza atak na obce białko. Taka częsta mobilizacja nie jest
korzystna dla samopoczucia dziecka, ale dopiero przy infekcji wirusowej sprawa komplikuje
się i tworzy często tragiczny w skutkach łańcuch zdarzeń. Otóż, w czasie choroby wirusowej organizm, aby skutecznie zaatakować wirusa i
zmobilizować obronę immunologiczną, produkuje duże ilości interferonu. Hormon ten
pobudza jednocześnie trzustkę do wytwarzania pewnego białka nazwanego w skrócie p69,
które wytwarzane jest w komórkach produkujących
insulinę. Tak się pechowo składa, że jedno z białek mlecznych jest w budowie prawie
identyczne jak owe p69. A na dodatek, najczęściej układ odpornościowy, znajdujący
się w stanie alergii na mleko, nie odróżnia tych białek. Tak więc rozpoznaje on w białku mlecznym agresora i stara się go
wyeliminować, zabijając jednocześnie komórki trzustki produkujące insulinę. W ten
sposób dochodzi do powolnego zniszczenia całego układu, trzustka nie może już
wytwarzać insuliny i wówczas lekarze rozpoznają
cukrzycę, a życie małego pacjenta staje się uzależnione od strzykawki z insuliną.
Oczywiście nie dzieje się to nagle, proces trwa latami, najczęściej dysfunkcja
trzustki ujawnia się w wieku kilkunastu lat, a niekiedy później. Na szczęście,
często dzieci mające nieujawnione jeszcze problemy z
alergią, gwałtownie protestują przeciwko piciu mleka. Niekiedy stawiają na swoim
unikając w ten sposób złego losu. I znów, aby pokazać globalnie związek pomiędzy
piciem mleka a cukrzycą, możemy się podeprzeć statystyką.
Otóż, największy odsetek osób chorych na młodzieńczą odmianę cukrzycy notuje się
w Finlandii, w której także przypada największa ilość mleka na głowę dziecka.
Następnymi krajami w tej smutnej statystyce są Szwecja i Norwegia, Dania i Wielka
Brytania - mleczni potentaci.
W potocznym mniemaniu, odpowiedzialnością za cukrzycę
obciąża się na ogół cukier - sacharozę. Czyżby cukier był tu niewinnie
posądzonym?
Przy cukrzycy typu I, w większości przypadków, sprawcą
jest białko mleka. Ale... sacharoza ma tyle na sumieniu, że nic nie zdoła wybielić jej
opinii. Cukrzyca młodzieńcza zostaje spowodowana reakcją ze strony układu
odpornościowego, który przypuszcza atak na własne tkanki, czyli można ją zaliczyć do
chorób autoimmunologicznych. Natomiast do rozwoju II
typu cukrzycy, często poprzedzonej długą fazą hipoglikemii, z całą pewnością
przyczynia się sacharoza i wszystkie rafinowane produkty węglowodanowe.
Cóż oznacza określenie choroba autoimmunologiczna?
Może oznaczać ona każdą z chorób, w której mechanizmy
obronne dane nam przez naturę obracają się przeciwko tkankom własnego organizmu. To
właśnie podłoże ma także wyjątkowe dawniej, a obecnie coraz częstsze wśród dzieci
i młodzieży reumatoidalne zapalenie stawów, gdzie chrząstki międzystawowe zostają
niszczone przez własny układ odpornościowy na skutek błędnego rozpoznania niektórych
substancji znajdujących się w organizmie. A dostarczanych właśnie z pożywieniem. Tu
też głównym winowajcą jest mleko. Nie powinniśmy
zapominać, że to co jemy, ma bardzo duży wpływ na nasze zdrowie. Światowa Organizacja
Zdrowia podaje, że największy wpływ na nasze zdrowie, bo aż
pięćdziesięcioprocentowy ma pożywienie, dwudziestoprocentowy - geny, również dwudziestoprocentowy - środowisko, a tylko dziesięć
procent zależy od opieki medycznej.
Wróćmy do mleka. Czy picie białego płynu ma jakieś dobre strony?
W oparciu o najnowsze doniesienia medyczne odpowiedź brzmi -
nie. Koszty, które ponosi organizm na skutek picia mleka, czy spożywania jego
przetworów są tak duże, że ewentualne korzyści, na przykład dostarczenie niektórych
witamin lub mikroelementów są nieporównywalnie
niższe. Poza tym w mleku UHT najczęściej już nie ma witamin czułych na temperaturę,
na przykład wiele witamin z grupy B, a białka przestają być strawne i przyswajalne. No
i te "dodatki": resztki chemii rolnej, weterynaryjnej, pestycydy, proszek do
prania, antybiotyki, sterydy, substancje stymulujące
mleczność, hormony itp. również nie są obojętne dla ludzkiego zdrowia.
Z badań udostępnionych przez Instytut Żywienia i
Żywności w Warszawie wynika, że prawie 20 procent polskich dzieci ma niedobór enzymu
trawiącego laktozę. Takich danych Instytut raczej nie upowszechnia. A szkoda, bo
wówczas może nie marnowano by publicznych pieniędzy na akcję szklanki mleka w szkole.
Szczególnie w starszych klasach podstawówki, ponieważ
początek okresu dojrzewania zbiega się z postępującą nietolerancja laktozy. Okazuje
się także, że istnieje silny związek pomiędzy ilością wypijanego mleka, a
zapadalnością kobiet na choroby związane z układem
rozrodczym. Na przykład: guzy, torbiele, upławy, infekcje, rozregulowany cykl rozrodczy,
niepłodność. Te dolegliwości zmniejszają się lub całkiem ustępują, gdy kobiety
zaprzestają spożywania przetworów mlecznych. Tak pokazują doświadczenia lekarzy
leczących za pomocą diety. Teoria mówiąca o
powiązaniu występowania nowotworów układu rozrodczego z piciem mleka nie została
jeszcze sformułowana, ani zbadana, ale myślę, że również i o niej niebawem
usłyszymy. Natomiast został już pokazany niekorzystny scenariusz, który powstaje przy tak zalecanym ze względu na osteoporozę
piciu mleka w okresie menopauzy. Kobietom poleca się w tym okresie spożywanie większej
ilości przetworów mlecznych, które mają rzekomo dostarczać wapń i w ten sposób
zapobiegać jego ubytkom. A tymczasem dzieje się
całkiem odwrotnie...
Tak więc zataczając koło wróciłyśmy do początku naszej rozmowy, do wapnia,
który jest bardzo ważnym składnikiem pożywienia i którego duże ilości analitycy
znaleźli w mleku.
Zaśluzowany wskutek picia mleka przewód pokarmowy, po
prostu reagujący alergicznie, nie jest w stanie przyjąć nie tylko wapnia, ale także i
innych składników odżywczych, również i z innych pokarmów. I cóż... na talerzu
było wiele cennych składników, z których organizm niewiele skorzystał.
Rozmowy będziemy kontynuować. W następnym numerze ciąg dalszy o rafinadach
przemysłowych, czyli o tym co stoi na półkach sklepowych i... lepiej, aby tam
pozostało. A w następnym: o pleomorfizmie mikroorganizmów w naszym ciele.